Fred i Wilma w Jerozolimie

Matera jest taka, że idziesz, idziesz i idziesz po stepie szerokim, stepie pachnącym tymiankiem, stepie wysypanym kamieniami różnymi (nawet takimi z muszelką na nim odbitą) i dochodzisz do cięcia w ziemi. Do wyrwy głębokiej, w której pognieździły się świątynie jaskiniowe, z polichromiami i wykwitem saletry na ścianach. A po drugiej stronie wyrwy leży miasto jak z opowieści biblijnych. Białe, lub - jak kto woli - czasami biało-szare, a czasami złote.

Stoisz na Golgocie i patrzysz na Jerozolimę z filmu Mela Gibsona. I choć Mela nie lubisz za antysemityzm, a podziwiasz za kształtne pośladki, i masz po uszy informacji, gdzie co Mel kręcił, to jednak zgadzasz się, że coś z klimatów biblijnych w tej wyrwie w ziemi i szaro-białym miasteczku jest. I zastanawiasz się, czy jeśli w Materze nakręcą filmową wersję Jaskiniowców, to na menu w ulubionej restauracji pojawi się, zamiast spaghetti Mela Gibsona, żeberko Freda F.

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.