orzeł ala łabędź i co z tego wynikło


Po orle ala łabędź i nauce czeskich piosenek poszedł Lukullus w pole ziół szukać, bo mu strasznie polski mlecz niczym nie sypany przypadł do gustu: pewnie mają też inne zajebiste zioła i sami nie wiedzą co mają. Widziałem, że nawet Lechus się krzywił na mlecz, nie mówiąc już o tym buraku Rusie, co to nawet kości pogryzł, ale delikatnej goryczki przystawki już nie docenił i mamrotał, że on on nie królik i trawy, kurwa, przeżuwać nie będzie.

A na łęce, gdzie Lukullus sandał postawił, tam było coś do zerwania. Cała łąka skarbów. Zamiast rwać na podbój wysp, powinniśmy podbijać tereny Lecha. Łąki mają primo sort, zbiory na nich cale lato, a nie tak jak u nas, tylko wiosną.

Nazbierał Lukullus różnego zielska, niektóre musiał przez tunikę zrywać, bo parzyły niemożebnie i nawet poleciał do bagażnika po następny worek, na szyszki, bo wydawało mu się, że piniole dałoby się z nich wydłubać. Tak się na tych łąkach obłowił, że nie miał miejsca na bursztyny i umówił się, że popatrzy na nie przy następnej wizycie, zwłaszcza że go i Czech i Rus zapraszali na rewanż, ale Rus zastrzegł sobie, że maprzyjechać z wałkiem i stolnicą, bo wymyślił sobie, że zupełnie niezłym pomysłem byłby ravioli nadziewane kartoflami i cebulą, ewentualnie kaszą i serem.

W Rzymie okazało się, że Lukullus przywiózł cuda. Najbardziej smakowało to parzące. Juliusz Cezar żarł to jak kaczka, i to trzy razy dziennie: w zupie, i podsmażone  na grzance, w jajecznicy i z kluskami.  Najbardziej jednak smakowało w risotto. Lukullusowi, który dzięki dostawie ziół z kraju Lecha wchodził na salony już nie jako wojskowy, ale koneser, nie dane było nazwanie nowego risotto z parzącym ziołem, bo mu ktoś koło piór zaczął robić. I z tego powodu urwały się też kontakty z  Lechusem, a tym samym dostawy świeżych, niczym nie sypanych, świeżych ziół. Dopiero setki lat później ktoś nazwał parzące zielsko l'ortica. A jeszcze później Anna Del Conte uwieczniła ristotto all'ortica w tytule autobiografii, pisanej po angielsku.

A wszystkie te międzynarodowe powiązania porobiły się dzięki jednej kolacji na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Salve i buziaki.


Nadal dziękuję autorowi postu o kuchni włoskiej za zajebistą inspirację, która nie tylko pozwoliła napisać mi dwie kulinarna opowieści, ale jednocześnie zbliżyła do magicznej liczby 1000 postów od powstania włoszczyzny cztery lata temu.

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.