Venezia

tak jak kiedyś krążyłam wokół miasta, zwiedzając wszystko w okolicy, tak teraz od miesięcy łażę wokół opowieści o nim. O każdym innym mieście w którym byłam razem jakieś 6 tygodni, powiedziałabym, że jestem z nim zaznajomiona. Nie z Wenecją. I chyba nie ja jedna, bo tłumy pchają się do miasta w poszukiwaniu romansu. Tymczasem Wenecja romantyczna nie jest.



Powstała z osadów naniesionych do laguny przez rzeki. Miała być bezpiecznym miejscem, chroniącym uciekinierów przed barbarzyńcami. Stała się niepewnym domem, bo choć ani Attila ani Wizygoci na wysepki laguny się nie wdarli, to jednak jej mieszkańcy musieli walczyć w morzem, które wchodziło do laguny przez przesmyki zwanymi porti. Domy budowali na utwardzanym piachu, wbijając pale, które miały zapewnić stabilność fundamentom, ale i tak powodzie niszczyły domy, a w szczególnie trudnym roku woda zabrała dwie wyspy. W obronie przez najazdem od strony lądu budowali forty, a od wody morskiej odgradzali się nasypami i ścianami stawianymi z mat i pali wbitych w dno laguny.

Nie mieli wspólnych korzeni; te zostawili w Padwie, Aquileii, Treviso. Stworzyli więc mit o wyjątkowości miasta, którego rozpoczęło egzystencję - dzięki Opatrzności i jej instrumentowi: rybakowi zwanym Giovanni Bono - 25 marca 421 roku. To była bardzo ważna data: tego samego dnia anioł zwiastował Pannie Maryi oraz powstał Rzym.

Tak na prawdę miasto zaistniało prawie sto lat później i jako mało istotne osiedle na wysepkach laguny konkurowało z sąsiadami: siedzibę książęcą wybudowano bowiem na Malamocco, a patriarcha osiadł Grado. Waśnie i przepychanki do władzy ucięło gwałtownie niebezpieczeństwo najazdu ze strony Franków. I tak od 801 roku Wenecja zaczyna nabierać znaczenia. Dlaczego? Być może to ona zainicjowała proces zjednoczenia? A może po prostu najmocniej się rozpychała łokciami?

Miasto którego kamieniem węgielnym był mit, szybko znalazło korzenie nie we wspólnej przeszłości jej założycieli, ale w historii miejsca. Choć długo nie mogli się zdecydować na nazwę miasta, to ostatecznie nazwano je od plemion Wenetów (lub Wenetków), których wspominał Homer. Od słowa dux, rzymskiej nazwy dla zarządcy lub namiestnika, bierze się weneckie określenenie doge. Starożytni Wenetowie ubierali się na czarno i kolor czarny stanie się kolorem weneckich urzędów. Wenetowie handlowali solą; Wenecja przez długie wieki miała na nią monopol. Przede wszystkim Wenecjanie jak i  Wenetowie parali się kupiectwem. Być może to przetrwanie uzależnione od stopnia otwarcia na innych i bystrego oceniania sytuacji a nie ludzi, wpłynęło na ukształtowanie się tolerancyjnego  jak na owe czasy  społeczeństwa i formowanie systemu który skutecznie opierał się próbom narzucenia miastu tyranii. Chyba coś w tym jest  bo inna nacja kupców walczących z wodą  była również przykładem tolerancji i otwartości. Mam na myśli, oczywiście, Holendrów.....

Tyle wstępu o początkach Wenecji; to co napisałam teraz i co napiszę w przyszłości opieram na kilku książkach: wspomnianych dawno, dawno temu, The History of Venice (autor John Julius Norwich), Francesco’s Venice (autor Francesco da Mosto) oraz, w mniejszym stopniu, Venice Observed (Mary McCarthy). Impulsem do rozpoczęcia narracji okazał się zakup sprzed siedmiu dni Venice. Pure City Petera Ackroyda.

Na obrazku  fragmenty dwóch akwareli inspirowanych muzyką Vivaldiego, malowanych w okresie gdy temat Wenecji nie istniał nawet w odległych planach.

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.