z auto-obserwacji wynika

że nie ma korelacji między wiekiem a mądrością a starego psa trudno nowych sztuczek nauczyć. Jest też możliwe, że to ja jestem odporna na wiedzę i że inni uczą się więcej: ile to razy wmawiałam sobie, że najpierw przeczytam książkę a potem się do niej uprzedzę? :-) Nie będę liczyć, bo chyba takich cyfr w szkołach humanistycznych nie uczą. I tyle samo razy przekonywałam się, że głupio robię.


Kilka lat temu (jeszcze przed naszą podróżą do Neapolu i przed Ginestra) wmówiłam sobie, że Naples’44 Normana Lewisa nie warto czytać. Uprzedziłam się do autora (oficer angielskiego wywiadu), nie chciałam czytać o starych dziejach i nie przekonały mnie pozytywne oceny na Amazon (co oni wiedzą o dobrej książce?).

Ja, stary pies, co się nowych sztuczek uczyć nie chcę, siedzę pod stołem i szczekam: książka Lewisa jest piękna. Odpowiednia dawka ironii (i autoironii), humanizm, umiejętność obserwacji  i do tego oszczędny język.

Lewis opisuje ulicę po nalocie niemieckim:
Na Pizzofalcone ekipa porządkowych pracowała w świetle lamp uprzątając coś co przypominało jezioro wylanego gulaszu, powstałego w miejscu, gdzie bomba uderzyła w zaludniony schron przeciwlotniczy
Szkoda, że nikt nie przetłumaczył Naples'44 na język polski; miałabym uławione zadanie (nie umiem tłumaczyć, nie lubię tłumaczyć, nie chcem, ale muszem, bo nikt za mnie tego nie zrobi)

Cytat z książki Normana Lewisa Naples ’44. An Intelligence Officer in the Italian Labyrinth (wydanie Eland, Londyn 2002, strona 31), w tłumaczeniu własnym,  to opis Neapolu, a konkretnie ulicy dzielnicy robotniczej, widzianej z okna biura:

Stosunkowo wcześnie rano rodzina mieszkająca w domu naprzeciwko, wynosiła na zewnątrz stół i stawiała go na ulicy przed drzwiami wejściowymi. Szybko nakrywano  go zielonym suknem z frędzlami, krzesła stawiano w równej odległości, a na blacie pojawiało się kilka ozdobnych kieliszków i klatka ze szczygłem. Kieliszki przecierano od czasu do czasu, gdyż zbierał się na nich kurz. Wokół stołu, który był salonem bez ścian, gromadziła się cała rodzina: matka, dziadek i babcia, nastolatka, dwóch ruchliwych chłopców, którzy co rusz wracali i wybiegali w niewiadomym kierunku. Tutaj matka czesała włosy dziewczynki, obmywała twarze, w południe nalewała coś z parującego gara, tu szyła i robiła popołudniową przepierkę. Na ulicy stało więcej takich stołów. Ludzie, wpadając z wizytą, migrowali od stołu do stołu.

Myślę, że w maju wpadniemy do Neapolu i nie tylko po to, aby sprawdzić pizzerie :-)

5 comments:

  1. Szkoda, że nie lubisz tłumaczyć;)

    Piękny ten kawałek jest.

    ReplyDelete
  2. przede wszystkim NIE UMIEM tlumaczyc. Ale tlumaczyc bede, bo ksiazka piekna i chce wiecej z niej zacytowac. Moze fragmenty jakiegos tlumacza/tlumaczke zmotywuja?

    ReplyDelete
  3. Piękny ten drugi fragment. Przetłumacz jeszcze coś:)

    ReplyDelete
  4. tak tak! potlumacz, bo juz z tego malego frag., czuje , ze warto!

    ReplyDelete
  5. podobne do cytatu nr 2 bywaja, ale czesciej trafiaja sie cytaty jesli nie drastyczne to przynajmniej gorzkie w wymowie. Spisane pieknym jezykiem, ale wlasnie dlatego mile nie sa. Jakby nie patrzec,ksiazka jest o wojnie.

    ReplyDelete

Powered by Blogger.