a gdzie tupanie?

świętowanie 12,5 rocznicy ślubu  udało się mimo niespodziewanego powrotu zimy i braku miejsc w Tantris. Zamiast zamszowych czółenek na obcasie były półbuty na gąsienicach i wełniane skarpety, a zamiast 2 gwiazdek Michelina było dim sum i w chińskiej knajpce na Rosenheimerstrasse. Z powodu krewetek w płatach ryżowej lazanii pierwsze 15 minut koncertu przesiedziałam przerażona: zjedzone krewetki dziwnie kręciły mi się po żołądku i zbierały się do wydawania odgłosów. Przy adagio był już spokój.

Koncert (oprócz Beethovena grano jeszcze 5. Symfonię Czajkowskiego) był dobry, wrażenie zepsuły bisy. Wiem, że Maestro Spivakov chciał dogodzić publice, ale czy musiały to być Tańce Połowieckie? Czułam się jak na przyjęciu na którym zaczęto od Barolo a skończono na Lambrusco.

A wiecie czego mi najbardziej brakowało? Tupania. Na koncercie w Ferrarze (Biondi grał wtedy z Europa Gallante) publiczność tupała pokazując swoje zadowolenie.

Na zdjęciach nowoczesne Monachium: stacja metra, muzeum Brandhorst, Gasteig, Otto-van-Miller-Ring

4 comments:

  1. Maya, jak zwykle swietne zdjecia!

    ReplyDelete
  2. nie moje, kochana, nie moje, ale samodzielnie znalezione pod creative commons na flckerze i osobiscie zrobiony zestaw.

    ReplyDelete
  3. Sto lat Młodej Parze zatem! ...i tupię, ale nie wiem, czy usłyszysz...ver

    ReplyDelete

Powered by Blogger.