z wizytą u Benedykta

Z., z zapałem studiująca tradycję europejskiego monastycyzmu wyciągnęła mnie do Subiaco. Łaskawie dałam się namówić :-) I nawet nie żałowałam. Warto było jechać, chociażby dla samych widoków, ale gwoździem programu były nie góry, a cały zespół klasztorny z dwoma kościołami ustawionymi jeden na drugim. W dolnym jest zachowana cela św. Benedykta, odpowiednio ozdobiona. Krzaki jeżyn w które się rzucał, aby odpędzić od siebie grzeszne myśli, do naszych czasów nie przetrwały. Nie ma też wypchanego kruka, który ostrzegł Benedykta przed trucizną w talerzu z zupą. A szkoda, bo dobra byłaby z niego relikwia. Koscioły ozdobiono od stóp do głów wspaniałymi freskami. Mój ulubiony (fresk, nie kościół) przedstawiał 3 fazy rozkładu ciała po śmierci. Drugim ulubionym był wizerunek św. Jan Chrzciciela porośniętego sierścią, a na trzecim Śmierć na koniu. Bardzo lubię średniowieczne komiksy z prawdami objawionymi.

W oglądaniu przeszkadzała obecność wycieczek emerytów amerykańskich, którym przewodnik musiał tłumaczyć, że styl romański był przed renesansem.

Zwiedzanie klasztoru i parkowanie jest darmowe. Dojście z parkingu do klasztoru daje po kościach. Schody prowadzące pod górę są dość długie i stromawe. Sklep z pamiątkami dobrze zaopatrzony choć drogi

Więcej informacji o klasztorze można przeczytać tutaj

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.