pszczółkowa opowieść




mówi się o właściwościach leczniczych miodu; być może wiele z opowieści to mitologia podobna do bajek homeopatów o właściwościach wody, która stała obok zioła. Ale nawet jeśli miód nie ma przypisywanych mu magicznych właściwości to i tak smakuje bosko. W maju ule przewożone są w pobliże akacji. Miód z niej jest jasnozłocisty, o delikatnym smaku i zapachu. Pełnia lata to miód słonecznikowy. Jaskrawożółty, o intensywnym zapachu karmelu. Miód lawendowy pachnie z kolei owocem męczennicy (passiflora); łubinowy smakuje owocowo, a rodondronowy jest bardzo, bardzo delikatny, trudno sie w nim doszukać posmaku owocowego, który-podobno-ma. Najchętniej kupuję miód kasztanowy. Jest ich kilka rodzajów--ciemniejszy jest intensywny w smaku, prawie gorzki, jaśniejszy ma aromat orzechów. Lubię go na grzance lub english muffins (jak to ładnie nazwać po polsku? Bo muffinek to nie jest).

Kiedyś, w Sienie, Udine lub Ascoli?, kupiłam słoik miodu o kolorze prawie czekoladowym. Miał gorzki i intensywny smak, ciągnął zapachem apteki i szpitala. Teraz, sprawdzając opisy miodów, wyczytałam, że erba medica, z której był miód, to lucerna. Jakoś nie pasuje mi ta lucerna, ale niech bedzie....

Joepie przesłał zdjęcie pszczół w pomarańczowych futerkach z okolic La Foresta (to ta od dębu św. Franciszka), a mnie na imię maja.

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.